udało się...

Udało się, cudem jakimś. Cud nazywa się- mój Miaużonek, który zajmował się cały dzień przed Wigilią Synkiem, ja w tym czasie szyłam, pikowałam i dopieszczałam prezent świąteczno-urodzinowy dla mojej Mamci- narzutę, w jej ulubionych odcieniach, zdjęcie zamieszczę następnym razem, nie mogę znaleźć magicznego kabelka do zgrywania zdjęć z aparatu.
Taka jestem dumna i zmobilizowana do kolejnych prac. W głowie sporo pomysłów, w kolejności czeka kołderko-kocyk dla Synka na roczek...

korekta... jest kabelek, jest i zdjęcie:





plus w wersji wiosennej:








w kropki

Wzięło mnie ostatnio znów na kropki...
Popełniłam poduszkę, która miała iść na prezent, ale nie mogę się z nią rozstać...



bez wstępu

A więc...
szyję, właściwie - obecnie - próbuję szyć, bo czas jest deficytowy...
Szkoda, że maszyny nie chodzą bezgłośnie... jedyne wolne chwile to gdy Synko śpi...
W te bezcenne momenty szyję patchworki, poduszki, torby, gdy trzeba - zabawki oraz szukam inspiracji 
w sieci... i zachwycam się... zachwycam... i już wiem co chcę dalej robić... co i jak szyć... w przyszłości... na starość... w każdym bądź razie gdy znajdę czas...